2013 był zdecydowaniem rokiem duetów na polskiej scenie rapowej. Oczywiście pojawiły się produkcje udane i przyjęte z entuzjazmem- Hades/O.S.T.R i ich wspólny album zatytułowany "HAOS", ale były też kolaboracje mniej udane, niestety tych drugich jest więcej w stosunku do pierwszych. Wspólne płyty Kaliego i Palucha, Te-Trisa i Pogza mimo hucznych zapowiedzi i pompowania balonika nie przyjęły się tak, jak powinny, albo po prostu były słabe pod względem warstwy lirycznej i muzycznej.
Gdy na początku roku została zapowiedziana wspólna płyta
katowickiego rapera Miuosha i członka legendarnego już składu Płomień81- Onara.
Część ludzi popadła w huraoptymizm, wszyscy spodziewali się krążka, który
dokona przewrotu na polskiej scenie. Wśród tych ślepo zapatrzonych fanów byłem
i ja. Kłamać nie będę. Na forach jednak wrzało. Ludzie spodziewali się, że
płyta będzie monotematyczna i jedną z najgorszych produkcji w tym roku. Za tymi
drugimi przemawiał singiel wypuszczony we wrześniu pt. "Kilka słów".
Miuosh z Onarem jednak zapewniali, że płyta będzie dobra, a także
wniesie powiew świeżości na nasz rynek muzyczny. 18.10.2013 płyta oficjalnie
zadebiutowała na sklepowych pułkach nakładem opolskiej wytwórni Step Records.
Projekt składa się z 14 kawałków, ponieważ utwory "Inflammatio" i
"Offusciato" to intro i outro płyty, notabene wyprodukowane przez
Pawbeatsa, które mogą jeszcze zachęcić do przesłuchania nawijki raperów. Im
dalej w las tym jednak gorzej. Na płycie są 3? Może 4 kawałki warte
przesłuchania więcej, niż dwa razy. Zawód ogromny. Cała reszta jest słaba i
tak, jak zauważyli słuchacze słucha się tego z bolesną i przykrą obojętnością.
Na płycie przede wszystkim brakuje emocji, charakteru obu raperów. Są za to
poruszane już po raz setny kwestie tego, jak ciężko jest się wybić, jak
człowiek potrafi się zmienić. Czysty rap o rapie. Całość materiał brzmi, jakby
była pisana na kolanie, dwa dni przed deadlinem. Master płyty również nie
powala na kolana,. W kawałku, który wrzuciłem powyżej ledwo słychać o czym
nawija Miłosz, a refren jest asłuchalny. Z wielkiej chmury mały deszcz.
Gościnnie przy okazji tego projektu udzielili się: Włodi- czapki z głów za zwrotkę w kawałku "Miało mnie tu nie
być", Pezet, oraz grupa JWP.
Goście zrobili na tej
płycie więcej, aniżeli jej twórcy. Wystarczyło im do tego jedna dobra
szesnastka, niż 12 kawałków Miuosha i Onara. Wracając jeszcze na moment do
kawałka z Pezetem "Jest wysoko", Onar zasłynął chyba jednym z
najlepszych wersów w historii polskiego rapu:
"Rozkładam skrzydła i lecę, choć naprawdę nie mam ich
Uwierz mi, ale między chmury, raz, dwa mogę się wbić"
Trochę smutny fakt,
ale prawdziwy. Absurdalny też jest numer "Fejmhejter", niektórzy chyba już za wysoko noszą głowę i postradali wszystkie zmysły. Jednym z najlepszych lekarstw na tą dolegliwość będzie zrobienie czegoś przełomowego, albo zejście ze sceny raz na zawsze.
Warstwa muzyczna na płycie jest dobra. Przyjemnie się wszystkiego słucha, a producenci wypadli lepiej na tym projekcie od raperów. Szkoda tylko, że tak dobre bity zostały po prostu zmarnowane. Świetnie zapowiadający się bit w utworze "Sam" został chyba jednak najbardziej zmarnowany, a szkoda ponieważ w zapowiedzi płyty, która ukazała się w marcu to właśnie ten akcent muzyczny wywarł na mnie największe wrażenie.
Warstwa muzyczna na płycie jest dobra. Przyjemnie się wszystkiego słucha, a producenci wypadli lepiej na tym projekcie od raperów. Szkoda tylko, że tak dobre bity zostały po prostu zmarnowane. Świetnie zapowiadający się bit w utworze "Sam" został chyba jednak najbardziej zmarnowany, a szkoda ponieważ w zapowiedzi płyty, która ukazała się w marcu to właśnie ten akcent muzyczny wywarł na mnie największe wrażenie.
PODSUMOWANIE
Solowe produkcje raperów przyjęły się
zdecydowanie lepiej wśród słuchaczy. "Prosto przed siebie" i
"Przemytnik emocji" pozostawiły po sobie lepsze wrażenie. Oczywiście spowodowane jest to tym, że są to płyty o dwa poziomy wyżej, niż ta produkcja. Tekstowo jest to przepaść, bo inaczej tego nazwać nie można. Goście cholernie mocno pociągnęli tę płytę do góry. "Nowe światło" nie
powaliło, nie rozbłysnęło jeszcze na dobre, a już musiało całkowicie zgasnąć w
momencie premiery krążka. Oczywiście miało to miejscu u słuchaczy, którzy cenią dobrą muzykę ponad wszystko. Płyta jest zrobiona tylko i wyłącznie dla hajsu, w takiej roli sprawdza się idealnie. Target do którego miała trafić ją zakupił, koncerty są grane, a i
frekwencja jest zatrważająco wysoka. Szkoda tylko, że prędzej czy później
"Nowe światło" zostanie ozłocone.
Teksty, technika, flow: 4/10
Muzyka: 6/10
Goście: 7,5/10
Ciekawe spojrzenie na płytę ; ) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa bym się nie czepiał chłopaków, bo płyta brzmi po prostu jak większość obecnych mainstreamowych materiałów – te same bity, te same teksty , ten sam klimat… ale i tak na propsie!
OdpowiedzUsuń