Czwarty
solowy album Chady powstał mimo wielu przeciwności losu. Wszystkie wokale zostały
nagrywane podczas przepustek, które raper otrzymywał z Zakładu Karnego.
Ostatnia płyta przed odbywaniem kary pozbawienia wolności na pewno nie była
dobra. Robiona po pierwsze dla hajsu, a także Chada na pewno mając przed oczami
widmo kolejnej odsiadki spieszył się z domknięciem materiału. Wyszło, jak wyszło. Lepiej
do „Jeden z Was” po prostu nie wracać. Tym razem raper miał masę czasu. Mógł szlifować
teksty i warsztat do oporu. Co z tego wyszło?
Tekstowo
Chada słuchacza niczym nie zaskakuje. Dużo brudu i syfu. Szczery rap pełen
gorzkiej prawdy. Raper z takiego stylu słynął od zawsze i na najnowszej płycie
nie zmienia swoich przyzwyczajeń. Mankamentem jest z kolei na pewno to, że już
na kolejnej płycie z kolei wałkowane są te same tematy, raperowi jednak ciągle maało
Problemy z prawem, narkotyki, alkohol i dupy, który raz z kolei słuchacz jest
katowany tymi opowieściami? Wszystko to już było na „Procederze”, „WGW”, czy
chociażby najmniej udanej ze wszystkich płyt- „Jeden z Was” Większość tracków
to po prostu kontynuacje poprzednich historii.
Technicznie
raper nie ruszył nawet o centymetr do przodu. Dalej to ten sam kwadratowy raper. Chada
chyba nie wie, co to jest flow i że można je najzwyczajniej w świecie zmieniać.
Jednostajne flow wręcz zabija tę płytę. Szkoda, że nie spróbował pobawić się z
akcentowaniem. Dykcję ma nienaganną, jedną z najlepszych wśród polskich
raperów. Raper nie potrafi chociaż w najmniejszym stopniu nadawać
swoim tekstom emocji, tak jak np. Bonson.
Mamy 2014
rok, rap ciągle idzie do przodu, a na płycie dalej większość tekstów to rymy
podwójne. Nagromadzenie czasowników w tekstach wręcz przeraża. Wszyscy starają się iść do przodu i kombinować. Tylko Chada stanął w miejscu i nie zamierza rozwijać swego warsztatu.
Chada nawet
nie próbuje przyspieszać, nie bawi się popularnymi ostatnimi czasy hashtagami.
Oldschool pełną gębą. Niestety w przyrodzie nic nie ginie i po prostu czasami
trzeba iść z duchem czasów. Tomkowi należą się jednak pewne słowa uznana. W
końcu przestał ciąć i sklejać wersy, a to ważne.
Na oddzielny
akapit w moim mniemaniu zasługuje utwór „Pomyślności”. Patent na numer jest
świetny, wykonanie na pewno nie gorsze. Jednak remix Eljota jest zdecydowanie lepszy, niż pierwotna wersja. Nie może nikogo dziwić brak w tracku
Peji z wiadomych przyczyn. Do myślenia za to daje brak Hukosa, czy chociażby
Tedego(chyba,
że to ten Jacek, któremu ufa jak bratu). Ten pierwszy zawsze stawał po stronie starszego kolegi i szczerze go
propsował. Napisał nawet dissa na Piha, w momencie gdy Chada wylądował w
więzieniu i nie spodobały mu się pewne zachowanie Piha. Niestety track nigdy nie wypłynął do sieci.
Gości w
porównaniu do poprzedniej płyty jest niewielu. Jedynie trzy kawałki okraszone
są wokalami innych raperów. „Obrachunek moralny 2” to kontynuacja opowieści rozpoczętej na
Procederze wraz z refrenem Mesa. Szkoda, że założyciel Alkopoligamii
nie zarapował, bo obawiam się, że mógłby pozamiatać całą płytę jedną zwrotkę. Ostatnio
Vienio zaprosił go na swoją płytę i boleśnie się o tym przekonał, bo jedną szesnastką
zjadł mu całą płytę.
„Jeszcze
więcej ognia” to z kolei „popis” Bezczela i Zbuka. Ten pierwszy zupełnie
pogubił się na bicie Returnersow, a jego przyspieszenia wołają o pomstę
do nieba. #strażak_sam robotę też zrobił. Bezczel powinien chyba jednak lepiej
dobierać hashtagi do swoich zwrotek, bo to już nie pierwszy raz, gdy ten środek stylistyczny wyraźnie zawodzi. Co do Zbuka tutaj zwrotka jest wręcz asłuchalna
i nie można z niej kompletnie nic zrozumieć. Poziom kawałka podniosła dobra
szesnastka Dioxa, który na pewno nie zawiódł i wlał w serca fanów trochę nadziei, że jego nowa płyta może naprawdę być dobra.
Drugi track
z gościnnym udziałem Zeusa, Piha, Rovera i Palucha też niczym nie zaskakuje. Na
słowa uznana zasługują jedynie Zeus i Rover. Zwrotki Piha i Palucha po prostu
są, nic więcej na ich temat nie można powiedzieć. Odbębniona robota i tyle.
Muzycznie
jest dobrze. Chada zawsze miał dobre ucho do bitów. Pomijając fakt, że czasami
rymuje po prostu obok nich. Najważniejszą kwestią jest jednak to, że w końcu
Chada zrezygnował z wszechobecnego pianina na rzecz rockowej gitary. Jest to
kolejny plus dla tej płyty.
Niektóre podkłady naprawdę dają radę.
Instrumentale „Mysli i kartki”, „Tak to zwykle się kończy”, czy „O własnych
siłach” na pewno są bardzo przyjemne i długo będą przeze mnie zapętlane.
Należałoby jedynie wymienić parę numerów na remiksy z drugiego krążka, bo
niektóre zjadają oryginalne wersje na starcie.
PODSUMOWANIE
Płyta ani
nie zachwyciła, ale też nie można powiedzieć że jest strasznie słaba- ot co typowy album Chady. Fani talentu rapera na pewno się
ucieszą, że po dwóch latach ich ulubieniec wypuszcza coś nowego. Natomiast inni
przejdą obok tej płyty obojętnie i to jest chyba najlepsze podsumowanie tego albumu.
Teksty, technika, flow: 3/10
Muzyka: 6,5/10
Goście 5/10
Chada daje jednostajne flow, bo to narrator ulicy. Proste:)
OdpowiedzUsuń