Dwanaście lat minęło od
premiery pierwszego Kodexu. White House w tym czasie dorobili się statusu legendarnych
producentów na naszym rynku muzycznym. Historia jednak zatoczyła koło i w tym
roku duet Magiera x LA wydali, jak sami mówią ostatnią część tego projektu.
„Kodex 5 Elements” zaskakuje już na samym początku jeśli spojrzymy na
tracklistę. Masa młodych i zdolnych, niektórzy jeszcze nawet bez oficjalnego
debiutu na sklepowych półkach. Jeśli dodamy do tego zaprawionych w bojach i
uznanych raperów powinna powstać płyta bardzo dobra, bo przecież o bity nikt
nie może się martwić. W końcu to White House, klasa sama w sobie. Ale czy aby
na pewno słuchacz nie ma się czego obawiać?
Zacznijmy od początku. Intro
niczym nie zaskakuje. Po prostu leci gdzieś tam sobie w tle. Pierwszy track to
zapowiedź wielkiej bomby w składzie: Buszu x Sitek x Gural? Na pewno nie. „Oczy
Mona Lisy” to jeden z najgorszych kawałków na całej płycie. Buszu podkreślił
jedynie moją subiektywną opinię na temat tego, że jest jedynie gorszą kopią
Sitka. Zdolniejszy kolega natomiast po raz któryś z kolei podkreśla w swoich
wersach, że się jeszcze nie skończył. Fakt jest jednak taki, że a on się tak
naprawdę jeszcze na dobre nie zaczął. Zwrotkę Gurala niech podsumuje wers:
„ja
nie gadam na okrągło jak Paulo Coelho”
Następny w kolejce jest
zeszłoroczny debiutant i objawienie, Kękę. Dobry podkład, na którym Kę odnalazł
się idealnie. Wszystko współgra i do tego energia w refrenie. No
hurwa, ja to kupuję.
Pih w kolaboracji w WSRH po raz n-ty wyskakuje z
wariacjami na temat ssania pały. Po „Kwiatach zła” Adam zdecydowanie odbił w
złą stronę i zatracił swoją formę, choć taki regres wydaje się wręcz niemożliwy.
Każda jego zwrotka ostatnimi czasy kojarzy się jedynie z jednym #pała.
Szósty i siódmy track to
prawdziwe trzęsienie ziemi. „Łowca” w wykonaniu Mediuma/Taua to mega
klimatyczny kawałek. Jest mrocznie, niepokojąco, ale przede wszystkim są bardzo
dobre linijki i to nonszalanckie flow, które wydaje się nieco gubić na tym
podkładzie. Wbrew pozorom jest to jednak plus tego numeru Najważniejsze jest
jednak to, że obyło się bez dziwnych nawiązań do religii. Natomiast Bonson i
Quebonafide urządzili sobie prawdziwy poligon w swoim wspólnym kawałku. Walka o
miano lepszego w tym numerze trwała do samego końca. Trudno określić, który
lepiej nawinął. Oboje wspięli się na poziom nieosiągalny dla przeciętnego
rapera. Quebonafide w tym przypadku podkreślił moją opinię, że z każdym nowym kawałkiem
jest coraz bliżej rozjebania mainstreamu w pył.
Pozytywnym zaskoczeniem jest
Gedz, a refren w jego wykonaniu strasznie się wkręca. Na słowa uznania
zasługuje też WENA, który położył na bicie świetne wersy (w końcu nie są
bezpłciowe). Klimat z „Wyższego Dobra” powrócił chociaż na moment.
Na płycie znajduje się jeden
posse-cut(tego z bonusowego cd nie liczę). „Most Wanted” z gościnnym udziałem
raperów ze Step Records. Na tracku usłyszymy Bezczela, Zbuka, Hukosa, Jopla i
Cirę. Najlepiej na tle kolegów ze zaprezentował się Hukos, który potwierdził,
że poniżej pewnego poziomu po prostu nie schodzi i cały czas szlifuje swój
warsztat. „Wielki wojny małych ludzi” zapowiadają się na prawdę dobrze.
Chciałbym jednak na chwilę zatrzymać się przy najmłodszym z tego grona, Zbuku.
Zero charyzmy, mierne rymy, głos niczym Onar i najważniejsze- brak
jakiejkolwiek własnej stylówki, z
której może być kojarzony. Tragedia.
Na producencki album Magiery
i LA znaleźli się też reprezentanci polskiego reggae. Tego gatunku muzycznego
nie słucham w ogóle, ale po numerze „Niepisany Kodex” śmiem twierdzić, że z reggae
w Polsce nie jest najlepiej.
Hejtowany ze wszystkich stron
Kaen też ma 5 minut. Bit dostał piękny, sam nawet bardzo nie przeszkadza, choć
refren mógłby wyglądać nieco inaczej. Najgorzej na pewno nie wypadł.
Warto odnotować też, że Ten
Typ Mes nie zjadł kolejny raz Kodexu. Klimat z Kubą Knapem stworzyli dobry, ale
jednak brakuje tej przysłowiowej iskry w numerze pt. „Projektuje sny”.
Wszystko, co najlepsze
zostało na koniec. Trzeci Wymiar to klasa sama w sobie. Tego mówić nie trzeba
nikomu. Pork na tle kolegów wypadł jednak najlepiej. Szkoda tylko, że na
wszystkich w rapie przychodzi czas i 3W musieli sięgnąć po popularne ostatnimi
czasy hashtagi.
„To” za to idealnie
podsumowuje całą płytę. Sokół jedną zwrotką zamknął mordy wszystkim raperom
nawijającym o niczym, byle tylko wersy się dobrze składały. Świadomie bądź nie
Wojtek zdissował połowę raperów goszczących na nowym Kodexie. Klasa. Jeden z
najlepszych kawałków na tym Kodexie.
Paluch, Fokus, Hucz, Siwers,
Sobota, Kajman i Vienio niczym specjalnym się nie wyróżnili. Zwrotki albo jak w
przypadku Palucha kawałek są na poziomie, nic więcej. Każdy z nich ma swoje
lepsze bądź gorsze momenty na tej płycie. Martwi natomiast Miuosh, który
kolejny raz swoją szesnastkę opiera na tym samym, oklepanym już sto razy
temacie.
Warstwa muzyczna niczym nie
zaskakuje. Twórcy w zapowiedziach sugerowali, że powieje świeżością na tym
albumie. Nic takiego jednak nie ma miejsca. Bity w większości są monotonne lecz
znajdzie się parę perełek. Podkłady w „Firewall”, „Łowca” czy „Zrozum” są
dobre. Słuchacze jednak spodziewali się czegoś więcej od jednych z najlepszych
producentów w tym kraju.
PODSUMOWANIE
Konceptu ta płyta nie ma
żadnego. Goście niby są znani, ale sam poziom krążka nie jest zbyt wysoki. Kto
nawinął najlepiej? Sokół. Bez dwóch zdań. Poprzednia część Kodexu była słaba,
nie ma się co oszukiwać. Tym razem sytuacja się powtarza. Są na krążku jedynie
momenty, nic więcej. Chyba jednak dobrze się stało, że to już ostatnia część projektu
o nazwie „Kodex”. Czas na coś nowego, lepszego.
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz